czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział III

Pierwsze co poczuła to ból. Oślepiający ból. Dziewczyna otworzyła oczy i ból zniknął. Rozejrzała się wokoło. Zauważyła leżącego obok niej chłopaka o czarnych włosach.
- Harry... - Ginny podbiegła do niego i potrząsnęła nim. Gdy to nie zadziałało i chłopak się nie obudził, uderzyła go w twarz.
- Auu! Co jest?! Kto to by... Ginny? To ty? Co tu robisz? Gdzie jesteśmy?
- Nie mam pojęcia. Obudziłam się tutaj jakieś trzy minuty temu. Chyba przenieśliśmy się tutaj zaraz po zaklęciu.
- A właśnie. CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! Jak mogłaś tak poprostu wbie... Profesor Dumbledore?
- Witajcie moi drodzy. Przejdźmy się.
- Ale panie profesorze... Pan jest przecież martwy... Czy to oznacza, że my... My też... - Ginny nie potrafiła dokończyć.
- Nie panno Weasley, nie jesteście martwi. Jeszcze nie. Każdy z was m prawo wyboru.
- A co z Voldemortem?
- Pokonaliście go Harry. Nie bądź zły na Ginewrę. Pamiętasz co ci mówiłem? Jedyna rzecz zdolna pokonać Czarnego Pana to miłość. I wy to właśnie zrobiliście. Pokonaliście go siłą waszego uczucia. Wasza miłość jest tak potężna, że zmusiła różdżki Voldemorta i jego popleczników do cofnięcia swoich wyroków.
- Ale panie profesorze... Przecież żadne zaklęcie nie jest w stanie ożywić umarłego, prawda?
- Wszyscy tak uważali, ale nikt nie jest nieomylny, prawda? W końcu... Nadal są osoby, które nie wierzą w istnienie magii.
- Czyli moi rodzice, Syriusz, Remus, Tonks i Fred wrócą? Jako normalni ludzie? Nie jako duchy?
- Dokładnie tak Harry.
- I pan? Pan też wróci prawda?
- Widzi pani, panno Weasley, każdy dostał prawo wyboru. Ja, no cóż... Tutaj nareszcie jestem szczęśliwy i spokojny. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Ginny i Harry pokiwali głowami i patrzyli jak ich dyrektor znika w obłoku światła.
- Powodzenia moi drodzy. Spełniliście swoje zadanie, teraz czas aby korzystać z życia!
- Dziękujemy panie dyrektorze. Za wszystko. - Harry uśmiechnął się do dyrektora, a Ginny pokiwała głową. W oczach miała łzy. Oboje patrzyli jak ich dyrektor znika w białym świetle.
- Co o tym myślisz Harry? Harry? Co ty ro... - Ginny nie dokończyła bo usta Harry'ego wpiły się w jej wargi. Chłopak objął ją w talii i przyciągnął bliżej siebie nadal całując. W końcu zetknął swoje czoło z jej czołem.
- Kocham Cię.
- Kocham Cię.



***



- Pani Pomfrey ile oni jeszcze będą tak leżeć?
- Panno Granger odrobinę cierpliwości. Na tym etapie można już tylko czekać, żadne zgadywanie nic tu nie da. Ich magia została wyssana i musi się odbudować. Nie wiadomo kiedy się obudzą.
- Ale obudzą prawda?
- Miejmy nadzieję...

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział II

Wybraniec i Czarny Pan stanęli naprzeciwko siebie. Wokół nich utworzyło się pole siłowe w kształcie kopuły, które uniemożliwiało komukolwiek wejście w strefę ognia. 
-Co jest Tommy? Gotowy na zakończenie swojego jakże owocnego półżycia?- Harry uśmiechnął się lekko, ale Czarny Pan nie zaszczycił go odpowiedzią. Zamiast niej pojawił się zielony promień, który Harry zatrzymał wyczarowując przed sobą kamienny mur, który niestety nie przetrwał spotkania z Avadą. Potter pokręcił głową z uśmiechem:
-Tak się bawimy co?- i wypalił w jego stronę Incendio. Voldemort zablokował zaklęcie i tak rozpoczęła się prawdziwa walka. Różdżki obydwóch czarodziei wyglądały jak miecze świetlne, a całość jak pokaz sztucznych ogni. Po kilku unikach Harry'ego Voldemort roześmiał się:
-Ładnie tańczysz Harry. Widzę, że nie śpieszy Ci się do spotkania z rodzicami.
Harry'emu krew uderzyła do głowy. Natarł na Voldemorta posyłając w jego stronę zielony promień. Trafił go prosto w pierś. Harry opuścił różdżkę, myśląc, że to koniec. Ale Voldemort nagle spojrzał w jego stronę i odpalił zaklęcie, którego Wybraniec ledwo uniknął. Walka rozpoczęła się na nowo.

***

-Hermiono dlaczego zaklęcie go nie zabiło?! Dlaczego oni nadal walczą?!
-Ginny uspokój się! Mam tylko jedną hipotezę. Avada Kedavra jest w stanie zabić każdego człowieka, każdą istotę. Wydaje mi się, że Voldemort jest zbyt potężny i za mało ludzki, aby jedno zaklęcie go pokonało.
Ginny odetchnęła głęboko. Jej Harry nadal walczył, ale był coraz słabszy widziała to. Widział to również Czarny Pan. Zostało tylko jedno wyjście. Ryzykowne i bardzo głupie. Ale było ich ostatnią nadzieją. Wstrzymując oddech Ginny wbiegła wprost do kopuły. Przez chwilę czuła jakby palił ją żywy ogień, ale po kilku sekundach wszystko się uspokoiło. Harry spojrzał na nią przerażony.
-Gin co ty tu robisz?!
-Harry teraz!
Na szczęście zrozumiał o co jej chodzi. Jednocześnie wypalili z różdżek zaklęcie uśmiercające. 2 zielone promienie połączyły się w jeden promień koloru czarnego. Trafił prosto w głowę Czarnego Pana. Kopuła zaczęła pękać, a ciało Voldemorta promieniowało czerwonym światłem. Nagle ze środka owego światła zaczęły wystrzeliwać złote promienie, prosto w górę. Na błoniach zaczęli pojawiać się ludzie. Wszyscy patrzyli na klęskę Czarnego Pana. Wszyscy z wyjątkiem dwóch osób, które zemdlały, i które właśnie były transportowane do Wielkiej Sali, gdzie ofiarami zajmowała się pani Pomfrey i profesor Slughorn.




*****************************

Krótko bardzo, wiem, dawno mnie nie było, nawet nie wiecie jak mi brakuje teraz czasu... Mam chyba najgorszą przypadłość, bo wena jest, czasu nie ma, a jak już się znajdzie to nie potrafię jej ubrać w słowa :/ komentarze mile widziane :)

Jeśli ktoś z was pisze swojego bloga zapraszam do sowiarni :>